Chodź ze mną do krainy szczęśliwości cz. 2
To się musiało tak skończyć, pomyślałem cierpko, biegnąc co sił w nogach do Iłka. Dopadłem drzwi i je z rozmachem otworzyłem. Usłyszałem zduszony jęk. O rany, przydzwoniłem Iłkowi.
- Przepraszam - bąknąłem, bez specjalnej skruchy.
Padłem na kolana i zacząłem mamrotać zaklęcia ochronne, gdy mój najlepszy przyjaciel na tym smutnym świecie się pozbierał z podłogi. Zamknął drzwi. Tym razem na klucz. I zastawkę, z tego co słyszałem.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że... Ach! - zachłysnął się powietrzem. - Ty latasz! - krzyknął z radością, widząc niepewnie zawieszone w powietrzu złote smoczątko.
Odetchnąłem, kończąc inkarnować i usiadłem na piętach. Rozejrzałem się po... pokoju. Teoretycznie nim był, ale w praktyce to było coś niezwykłego. Okrągła sala o promieniu pięciu metrów. Ściany były zastawione półkami z książkami oraz różnymi tunelami, które nie wiadomo gdzie prowadziły. Nie było widać nawet centymetra ściany. Wysokość to... nieskończoność. Nigdy nie widziałem tu sufitu. Nad głową był magiczne sztuczne niebo. Schody i drabiny nie były potrzebne, potrzebne pozycje same przylatywały, nawet kiedy o to nie prosiłeś. ,,Pragną miłości'' - żartował Iłek.
Była to Wielka Biblioteka. Zawierała wszystkie książki jakie powstały, nawet jeśli nie zostały wydane. Nikt nie wie, jak one się tu pojawiały. Sekretarz, czyli Iłek, też nie wie. Ale ten to nic nie wie, nawet jaka jest jego funkcja, czy to skąd ma taką wiedzę na temat Biblioteki. Z tego go mi kiedyś powiedział wynika, że to tak jak z wiedzą, którą się ktoś kiedyś zdobył, ale o niej zapomniał. Jak jest potrzebna, to się pojawia znikąd, a jak nie, to nawet torturami nikt nie wyciągnie z niego informacji. Bo on ich po prostu nie ma.
Chłopak westchnął z zachwytem, wpatrując się w gada. Zwierze zrobiło kilka niepewnych okrążeń i kichnęło iskrami.
- Już jesteś zdrowy, leć do domu - powiedział z dumnym uśmiechem i wskazał korytarz w ścianie.
Smok kiwnął łbem i poleciał w wskazane miejsce, machając mocno ogonem.
- A Ty do mnie - spojrzał na mnie z niezadowoleniem i ruszył do jedynego korytarza położonego na równi z brązową posadzką Biblioteki.
Po chwili marszu dotarliśmy do jego mieszkania. Było niewielkie, ot zwykła kawalerka, bardzo ciepło i przytulnie urządzona. A przynajmniej teraz. Kiedy pójdziemy spać, może zmienić się w brudną norę, jeśli Biblioteka będzie zła. Lepiej jej nie drażnić, pomyślałem, zdejmując buty w progu i kurtkę.
- Siadaj - wskazał stół z dwoma krzesłami na środku pomieszczenia. Czemu akurat dwa? Czyżby wiedziała?
Dzisiejsza budowa, była cokolwiek nietypowa. Pomieszczenie było urządzone jak karta. Na środku był stół z dwoma krzesłami. Nie był zwyczajny, na środku był statyw na magiczny płomień, który oświetlał całe pomieszczenie, dając komfortowy półmrok. W lewym górnym rogu było jedno łóżko, w prawym dolnym drugie. obok nich stały dwa stoliki nocne. Na ścianach były półki z kwiatami i notatnikami oraz obrazy. W każdej ścianie, był otwór, wielkości drzwi prowadzący do kuchni, łazienki i pracowni. Wszystko było utrzymane w ciepłych, brązowo-czerwonych barwach.
Posłusznie usiadłem.
- Zatem? Co się stało?
Opowiedziałem. Jednak gdy tak na gorąco mówiłem, to zauważyłem coś dziwnego w tych wydarzeniach...
- Zwróciłeś uwagę na coś dziwnego? - zapytałem go dla pewności, widząc, że ma poważną minę.
- Tak - odpowiedział krótko.
- Wydaje się, że Drugą Stronę trawi jakiś konflikt, dzieli go na pół. Nazwała mnie ,,Synem Iloforda'', kimkolwiek by on nie był, a siebie sklasyfikowała jako sługę Connana.
Pokiwał głową.
- Dokładnie, tak samo pomyślałem. Pytanie, czy to jakaś malutka międzygatunkowa wojenka, czy konflikt na skalę całego nadnaturalnego świata - rozważał. - Musisz dowiedzieć się o co chodzi dokładnie, ale najpierw idź do Instytutu, poinformuj ich o zaistniałej sytuacji.
Skrzywiłem się.
- Rozumiem, że absolutnie i koniecznie muszę?
Spojrzał na mnie bardzo wymownie. Tak wymownie, że aż się zarumieniłem.
Iłek, to była tylko ksywka. Jakoś mi do niego pasowała, a on nigdy nie oponował, żebym go tak nazywał. Prawda jest taka, że Sekretarz nie ma imienia, ani wieku, ani pochodzenia. Po prostu jest. Nawet Biblioteka trwa w jakimś innym wymiarze. Jest wiele budynków, w wielu różnych miejscach, które prowadzą do jednego pomieszczenia - głównej sali. Nigdy nie wiadomo gdzie człowiek wyląduje, gdy przejdzie przez jakieś drzwi.
Uśmiechnął się do mnie ciepło. Nie musiał odpowiadać. Przyjrzał się mi. Między brwiami pojawiła się mu zmarszczka zaniepokojenia.
- Coś cię jeszcze dręczy, prawda? - stwierdził cicho.
Odwróciłem wzrok.
- Wiesz, że musisz mi powiedzieć. Jestem za ciebie odpowiedzialny... Jesteś dla mnie kimś bardzo bliskim. Instytut nie musi mi kazać się o ciebie martwić i to nie Oczy mi mówią, że masz problem. Widzę, że coś jeszcze jest na rzeczy.
Oczy to jest specjalna umiejętność, lub raczej dar, który musi posiadać każdy Sekretarz. Nie ważne w jakim natężeniu, ale musi być. Osoba która ją ma, widzi, zauważa więcej. Patrząc na kogoś, jest w stanie powiedzieć kim jest, co przeżyła i co czuje. Patrząc na półki jest w stanie określić jakie są tam książki, ile mają lat. Jest to po prostu zwiększona percepcja. Jednak wciąż nie mają wglądu w myśli.
Iłek jest moim... mistrzem, bratem, ojcem, przyjacielem, miłością i partnerem. Łącząca nas więź, przekracza ludzkie pojęcie, ale jesteśmy tylko - prawie - ludźmi. Nic o nim nie wiem. Jest to niesprawiedliwe, biorąc pod uwagę, że on o mnie wie wszystko. Lecz nie mogę go przymusić do opowiedzenia mi o sobie. Wierzę, że kiedyś mi powie, ale na razie jest, to kość niezgody między nami. Jak drzazga w skórze.
Wiedziałem, że prawdopodobnie zostanę następnym Sekretarzem. Iłek nie schował kiedyś książki o przeniesieniu umiejętności. Wtedy obiecałem sobie, że choćby się waliło i paliło, nie zgodzę się na to, jeśli nie powie mi o sobie prawdy.
- Takie tam, nie ważne - zbagatelizowałem.
Zmrużył swoje stalowe oczy. Pojawiły się w nich czerwone przebłyski. Zaczynał być zły. Ojojoj.
- Mam ci nakazać jako twój zwierzchnik?
- Spróbuj tylko - syknąłem.
Wstałem. Chyba jednak się wrócę do chaty. Najwyżej chochliki mnie zjedzą.
Z błyskawiczną szybkością Iłek znalazł się przy mnie i przytwierdził do ściany. Aż mi się gwiazdy pojawiły przed oczami. Nie było wątpliwości, użył magii.
- Zostaniesz - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu. Jego oczy złagodniały, a czerwień zrobiła się czulsza. - Proszę. Przecież wiesz, że mam na uwadze twoje dobro.
Odepchnąłem go, ale zostałem w pokoju. Teatralnym ruchem rzuciłem się na łóżko. Położyłem rękę na oczy. Zawsze tak robię, gdy mam z kimś rozmawiać na niewygodne dla mnie tematy. Wtedy czuję się jakbym rozmawiał sam ze sobą i łatwiej mi pokonać tą zamkniętą w sobie część mojej natury.
- Coś się zmieniło odkąd zostałem Dyplomatą. Wyrósł jakiś mur pomiędzy mną, a ludźmi i innymi.
- Po zakończeniu edukacji w szkole dla ludzi, przeniosłeś się do placówki dla Widzących, a następnie pod moją kuratelę. Mało przebywałeś i przebywasz wśród rówieśników, ale wciąż posiadasz więź z nimi. Czujesz się odseparowany, ale dlaczego? Przecież pozwolono ci zachować kontakty, ze względu na twoją wyjątkową sytuację. Zdaje się, że masz nawet ludzką dziewczynę, choć zazwyczaj się zabrania związków opartych na uczuciach z przedstawicielami ras nieświadomych. Układa wam się?
- Nie - odpowiedziałem grobowo. - Znaczy, tak, ale to... nie to samo. Nie przeszkadza mi, że jest, to związek na odległość, w końcu tak musi być. Wydaje się, że jej też nie przeszkadza. Wciąż mamy dobre relacje. Czujemy się dobrze. Jednak, ona jest zbyt... ludzka. Żyje swoimi sprawami, prostymi i prozaicznymi. Dzieli nas wielka przepaść. Ona nie Widzi, a ja tak. To fundamentalna różnica. Nie mogę jej mówić o sprawach dla mnie ważnych. Już nawet nie mówiąc o tych tajnych, ale o takich zwyczajnych, jak wściekłe chochliki z mojej chaty. Irytuje mnie też jej beztroska, bo na moich barkach spoczywa los świata i jej życia. A ona nawet o tym nie wie, jest tego nieświadoma. I nigdy nie będzie. Bo ja jestem taki, a ona taka.
- Dyplomaci muszą się pogodzić z tym, że nigdy nie będą lekarzami, nauczycielami czy strażakami. Twoim zadaniem jest pilnowanie pokoju i dobrych stosunków z innymi rasami. Dobrze o tym wiesz. Proponowano ci jakiś czas temu, wymazanie ludziom pamięci o tobie. Odmówiłeś. Dlaczego? Przecież cierpienie jakie ci to przynosi, jest całkowicie bez sensu.
- Nie jestem typowym Dyplomatą - przypomniałem mu. - Z różnych powodów, nie będę taki jak inni. Jednocześnie, nie jestem zwykłym człowiekiem. I nigdy nim nie zostanę. Nie jestem też nadnaturalny. Nie wiem czy jest możliwe zbudowanie realnej relacji, uczucia pomiędzy mną, a nimi. Czuję się przerażająco samotnie w tym świecie, w którym nigdy nie będę miał miejsca do którego będę przynależeć, do którego wrócić.
- Możesz wrócić tutaj - odpowiedział miękko, ale zaraz po tym kontynuował jakby tej dygresji nie było. - Nikt nie ma poczucia stałości, ale ty masz cel. Przywiązany jesteś do czegoś, co nie istnieje - powiedział dobitnie.
Westchnąłem w głębi duszy. Byłbyś zadziwiająco dobrym psychologiem, doprowadzającym do nowego stadium depresji.
- Echhh. Życie ssie - wrzasnąłem.
Nie, nie to chciałem powiedzieć...
Iłek uśmiechnął się.
- To jest część młodości - odparł.
Nie chciałeś tego powiedzieć.
Obaj kłamiemy, ale co z tego? Nie każda rzecz, musi być powiedziana wprost.
- W nosie mam taką młodość - burknąłem.
- Więc? Co teraz zrobisz?
Milczałem długo. Prawdopodobnie wyrządzam sam sobie największy ból. Chyba nie mam prawa podejmować sam decyzji, ale konfrontacja może skończyć się głupio.
- Usuńcie jej pamięć... - powiedziałem cicho.
Wstałem i poszedłem wziąć prysznic. Gdy tylko poczułem ciepłe krople wody spływające po mojej skórze, moje ciało się rozluźniło. Uniosłem twarz do słuchawki i pozwoliłem sobie na wykrzywienie ust. Rękami ugniatałem sobie brzuch, by rozluźnić mocno napięte mięśnie, spięte w wyniku słów, których chciałem z całej siły uniknąć. Nałożyłem na ręce szampon i umyłem głowę, dokładnie i delikatnie ją masując, zapobiegając w ten sposób nadchodzącemu bólowi. Następnie zająłem się karkiem. Powoli i spokojnie przechylałem maksymalnie głowę na jedną stronę, a potem na drugą. Do przodu i do tyłu.
Starałem się nad niczym nie myśleć, ale emocje napływają bez woli człowieka.
To nie tak, że byłem zrozpaczony. Byłem smutny, ale nic poza tym. Coś się kończy, coś zaczyna. Nic nie jest na wieki, nic nie jest niezniszczalnego. Jednak, podejmując tą decyzję, odciąłem się na zawsze od mojego normalnego życia. Moje wrażenie, że dzięki niej jestem w jakiś sposób zwyczajnym człowiekiem znikło bezpowrotnie.
Moje wargi wykrzywiły się jeszcze bardziej w wyrazie gromadzącej się we mnie goryczy i żalu.
To uczucie fantomowe, pomyślałem, nie może boleć coś, czego się nigdy nie miało. Gdzie moje człowieczeństwo? W uczuciach? Jakich? Człowiek nie jest samotną wyspą, a jednak nie bałem się utraty kontaktu ze społeczeństwem. Chciałem jedynie jego akceptacji. Hipokryzja, biorąc pod uwagę, że ja nie tolerowałem jego. Możliwe, że jest to spowodowane urazą, ale tak przedstawia się stan rzeczy.
Wyszedłem z kabiny i wytarłem. Założyłem bieliznę, którą pewnie przyniósł mi Iłek. Umyłem zęby, szczoteczką, która dożywotnie mieszka u Sekretarza.
Cóż, za późno, stwierdziłem. Słowo się rzekło, kości zostały rzucone. Coś musiało sprawić, że je wypowiedziałem, czyli musi być coś na rzeczy. Kiedyś to odkryję.
Uśmiechnąłem się do mężczyzny i powiedziałem, że teraz jego kolej, bo nie będę tolerował śmierdzieli w pokoju. Prychnął pogardliwie. Rzuciłem się na łóżko. Na stoliku nocnym stał kubek. Upiłem trochę. Pomimo pasty do zębów, wiedziałem, że to melisa z lawendą. Jak za starych dobrych czasów. Uśmiechnąłem się jeszcze raz. Ciepło. Mimo wszystko, wciąż jest ktoś kto się o mnie martwi i dba. Opróżniłem kubek i niemal natychmiast zasnąłem. O niczym nie śniłem.
~
:( nie ma ruchu na blogu. Trochę smutno
- Przepraszam - bąknąłem, bez specjalnej skruchy.
Padłem na kolana i zacząłem mamrotać zaklęcia ochronne, gdy mój najlepszy przyjaciel na tym smutnym świecie się pozbierał z podłogi. Zamknął drzwi. Tym razem na klucz. I zastawkę, z tego co słyszałem.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że... Ach! - zachłysnął się powietrzem. - Ty latasz! - krzyknął z radością, widząc niepewnie zawieszone w powietrzu złote smoczątko.
Odetchnąłem, kończąc inkarnować i usiadłem na piętach. Rozejrzałem się po... pokoju. Teoretycznie nim był, ale w praktyce to było coś niezwykłego. Okrągła sala o promieniu pięciu metrów. Ściany były zastawione półkami z książkami oraz różnymi tunelami, które nie wiadomo gdzie prowadziły. Nie było widać nawet centymetra ściany. Wysokość to... nieskończoność. Nigdy nie widziałem tu sufitu. Nad głową był magiczne sztuczne niebo. Schody i drabiny nie były potrzebne, potrzebne pozycje same przylatywały, nawet kiedy o to nie prosiłeś. ,,Pragną miłości'' - żartował Iłek.
Była to Wielka Biblioteka. Zawierała wszystkie książki jakie powstały, nawet jeśli nie zostały wydane. Nikt nie wie, jak one się tu pojawiały. Sekretarz, czyli Iłek, też nie wie. Ale ten to nic nie wie, nawet jaka jest jego funkcja, czy to skąd ma taką wiedzę na temat Biblioteki. Z tego go mi kiedyś powiedział wynika, że to tak jak z wiedzą, którą się ktoś kiedyś zdobył, ale o niej zapomniał. Jak jest potrzebna, to się pojawia znikąd, a jak nie, to nawet torturami nikt nie wyciągnie z niego informacji. Bo on ich po prostu nie ma.
Chłopak westchnął z zachwytem, wpatrując się w gada. Zwierze zrobiło kilka niepewnych okrążeń i kichnęło iskrami.
- Już jesteś zdrowy, leć do domu - powiedział z dumnym uśmiechem i wskazał korytarz w ścianie.
Smok kiwnął łbem i poleciał w wskazane miejsce, machając mocno ogonem.
- A Ty do mnie - spojrzał na mnie z niezadowoleniem i ruszył do jedynego korytarza położonego na równi z brązową posadzką Biblioteki.
Po chwili marszu dotarliśmy do jego mieszkania. Było niewielkie, ot zwykła kawalerka, bardzo ciepło i przytulnie urządzona. A przynajmniej teraz. Kiedy pójdziemy spać, może zmienić się w brudną norę, jeśli Biblioteka będzie zła. Lepiej jej nie drażnić, pomyślałem, zdejmując buty w progu i kurtkę.
- Siadaj - wskazał stół z dwoma krzesłami na środku pomieszczenia. Czemu akurat dwa? Czyżby wiedziała?
Dzisiejsza budowa, była cokolwiek nietypowa. Pomieszczenie było urządzone jak karta. Na środku był stół z dwoma krzesłami. Nie był zwyczajny, na środku był statyw na magiczny płomień, który oświetlał całe pomieszczenie, dając komfortowy półmrok. W lewym górnym rogu było jedno łóżko, w prawym dolnym drugie. obok nich stały dwa stoliki nocne. Na ścianach były półki z kwiatami i notatnikami oraz obrazy. W każdej ścianie, był otwór, wielkości drzwi prowadzący do kuchni, łazienki i pracowni. Wszystko było utrzymane w ciepłych, brązowo-czerwonych barwach.
Posłusznie usiadłem.
- Zatem? Co się stało?
Opowiedziałem. Jednak gdy tak na gorąco mówiłem, to zauważyłem coś dziwnego w tych wydarzeniach...
- Zwróciłeś uwagę na coś dziwnego? - zapytałem go dla pewności, widząc, że ma poważną minę.
- Tak - odpowiedział krótko.
- Wydaje się, że Drugą Stronę trawi jakiś konflikt, dzieli go na pół. Nazwała mnie ,,Synem Iloforda'', kimkolwiek by on nie był, a siebie sklasyfikowała jako sługę Connana.
Pokiwał głową.
- Dokładnie, tak samo pomyślałem. Pytanie, czy to jakaś malutka międzygatunkowa wojenka, czy konflikt na skalę całego nadnaturalnego świata - rozważał. - Musisz dowiedzieć się o co chodzi dokładnie, ale najpierw idź do Instytutu, poinformuj ich o zaistniałej sytuacji.
Skrzywiłem się.
- Rozumiem, że absolutnie i koniecznie muszę?
Spojrzał na mnie bardzo wymownie. Tak wymownie, że aż się zarumieniłem.
Iłek, to była tylko ksywka. Jakoś mi do niego pasowała, a on nigdy nie oponował, żebym go tak nazywał. Prawda jest taka, że Sekretarz nie ma imienia, ani wieku, ani pochodzenia. Po prostu jest. Nawet Biblioteka trwa w jakimś innym wymiarze. Jest wiele budynków, w wielu różnych miejscach, które prowadzą do jednego pomieszczenia - głównej sali. Nigdy nie wiadomo gdzie człowiek wyląduje, gdy przejdzie przez jakieś drzwi.
Uśmiechnął się do mnie ciepło. Nie musiał odpowiadać. Przyjrzał się mi. Między brwiami pojawiła się mu zmarszczka zaniepokojenia.
- Coś cię jeszcze dręczy, prawda? - stwierdził cicho.
Odwróciłem wzrok.
- Wiesz, że musisz mi powiedzieć. Jestem za ciebie odpowiedzialny... Jesteś dla mnie kimś bardzo bliskim. Instytut nie musi mi kazać się o ciebie martwić i to nie Oczy mi mówią, że masz problem. Widzę, że coś jeszcze jest na rzeczy.
Oczy to jest specjalna umiejętność, lub raczej dar, który musi posiadać każdy Sekretarz. Nie ważne w jakim natężeniu, ale musi być. Osoba która ją ma, widzi, zauważa więcej. Patrząc na kogoś, jest w stanie powiedzieć kim jest, co przeżyła i co czuje. Patrząc na półki jest w stanie określić jakie są tam książki, ile mają lat. Jest to po prostu zwiększona percepcja. Jednak wciąż nie mają wglądu w myśli.
Iłek jest moim... mistrzem, bratem, ojcem, przyjacielem, miłością i partnerem. Łącząca nas więź, przekracza ludzkie pojęcie, ale jesteśmy tylko - prawie - ludźmi. Nic o nim nie wiem. Jest to niesprawiedliwe, biorąc pod uwagę, że on o mnie wie wszystko. Lecz nie mogę go przymusić do opowiedzenia mi o sobie. Wierzę, że kiedyś mi powie, ale na razie jest, to kość niezgody między nami. Jak drzazga w skórze.
Wiedziałem, że prawdopodobnie zostanę następnym Sekretarzem. Iłek nie schował kiedyś książki o przeniesieniu umiejętności. Wtedy obiecałem sobie, że choćby się waliło i paliło, nie zgodzę się na to, jeśli nie powie mi o sobie prawdy.
- Takie tam, nie ważne - zbagatelizowałem.
Zmrużył swoje stalowe oczy. Pojawiły się w nich czerwone przebłyski. Zaczynał być zły. Ojojoj.
- Mam ci nakazać jako twój zwierzchnik?
- Spróbuj tylko - syknąłem.
Wstałem. Chyba jednak się wrócę do chaty. Najwyżej chochliki mnie zjedzą.
Z błyskawiczną szybkością Iłek znalazł się przy mnie i przytwierdził do ściany. Aż mi się gwiazdy pojawiły przed oczami. Nie było wątpliwości, użył magii.
- Zostaniesz - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu. Jego oczy złagodniały, a czerwień zrobiła się czulsza. - Proszę. Przecież wiesz, że mam na uwadze twoje dobro.
Odepchnąłem go, ale zostałem w pokoju. Teatralnym ruchem rzuciłem się na łóżko. Położyłem rękę na oczy. Zawsze tak robię, gdy mam z kimś rozmawiać na niewygodne dla mnie tematy. Wtedy czuję się jakbym rozmawiał sam ze sobą i łatwiej mi pokonać tą zamkniętą w sobie część mojej natury.
- Coś się zmieniło odkąd zostałem Dyplomatą. Wyrósł jakiś mur pomiędzy mną, a ludźmi i innymi.
- Po zakończeniu edukacji w szkole dla ludzi, przeniosłeś się do placówki dla Widzących, a następnie pod moją kuratelę. Mało przebywałeś i przebywasz wśród rówieśników, ale wciąż posiadasz więź z nimi. Czujesz się odseparowany, ale dlaczego? Przecież pozwolono ci zachować kontakty, ze względu na twoją wyjątkową sytuację. Zdaje się, że masz nawet ludzką dziewczynę, choć zazwyczaj się zabrania związków opartych na uczuciach z przedstawicielami ras nieświadomych. Układa wam się?
- Nie - odpowiedziałem grobowo. - Znaczy, tak, ale to... nie to samo. Nie przeszkadza mi, że jest, to związek na odległość, w końcu tak musi być. Wydaje się, że jej też nie przeszkadza. Wciąż mamy dobre relacje. Czujemy się dobrze. Jednak, ona jest zbyt... ludzka. Żyje swoimi sprawami, prostymi i prozaicznymi. Dzieli nas wielka przepaść. Ona nie Widzi, a ja tak. To fundamentalna różnica. Nie mogę jej mówić o sprawach dla mnie ważnych. Już nawet nie mówiąc o tych tajnych, ale o takich zwyczajnych, jak wściekłe chochliki z mojej chaty. Irytuje mnie też jej beztroska, bo na moich barkach spoczywa los świata i jej życia. A ona nawet o tym nie wie, jest tego nieświadoma. I nigdy nie będzie. Bo ja jestem taki, a ona taka.
- Dyplomaci muszą się pogodzić z tym, że nigdy nie będą lekarzami, nauczycielami czy strażakami. Twoim zadaniem jest pilnowanie pokoju i dobrych stosunków z innymi rasami. Dobrze o tym wiesz. Proponowano ci jakiś czas temu, wymazanie ludziom pamięci o tobie. Odmówiłeś. Dlaczego? Przecież cierpienie jakie ci to przynosi, jest całkowicie bez sensu.
- Nie jestem typowym Dyplomatą - przypomniałem mu. - Z różnych powodów, nie będę taki jak inni. Jednocześnie, nie jestem zwykłym człowiekiem. I nigdy nim nie zostanę. Nie jestem też nadnaturalny. Nie wiem czy jest możliwe zbudowanie realnej relacji, uczucia pomiędzy mną, a nimi. Czuję się przerażająco samotnie w tym świecie, w którym nigdy nie będę miał miejsca do którego będę przynależeć, do którego wrócić.
- Możesz wrócić tutaj - odpowiedział miękko, ale zaraz po tym kontynuował jakby tej dygresji nie było. - Nikt nie ma poczucia stałości, ale ty masz cel. Przywiązany jesteś do czegoś, co nie istnieje - powiedział dobitnie.
Westchnąłem w głębi duszy. Byłbyś zadziwiająco dobrym psychologiem, doprowadzającym do nowego stadium depresji.
- Echhh. Życie ssie - wrzasnąłem.
Nie, nie to chciałem powiedzieć...
Iłek uśmiechnął się.
- To jest część młodości - odparł.
Nie chciałeś tego powiedzieć.
Obaj kłamiemy, ale co z tego? Nie każda rzecz, musi być powiedziana wprost.
- W nosie mam taką młodość - burknąłem.
- Więc? Co teraz zrobisz?
Milczałem długo. Prawdopodobnie wyrządzam sam sobie największy ból. Chyba nie mam prawa podejmować sam decyzji, ale konfrontacja może skończyć się głupio.
- Usuńcie jej pamięć... - powiedziałem cicho.
Wstałem i poszedłem wziąć prysznic. Gdy tylko poczułem ciepłe krople wody spływające po mojej skórze, moje ciało się rozluźniło. Uniosłem twarz do słuchawki i pozwoliłem sobie na wykrzywienie ust. Rękami ugniatałem sobie brzuch, by rozluźnić mocno napięte mięśnie, spięte w wyniku słów, których chciałem z całej siły uniknąć. Nałożyłem na ręce szampon i umyłem głowę, dokładnie i delikatnie ją masując, zapobiegając w ten sposób nadchodzącemu bólowi. Następnie zająłem się karkiem. Powoli i spokojnie przechylałem maksymalnie głowę na jedną stronę, a potem na drugą. Do przodu i do tyłu.
Starałem się nad niczym nie myśleć, ale emocje napływają bez woli człowieka.
To nie tak, że byłem zrozpaczony. Byłem smutny, ale nic poza tym. Coś się kończy, coś zaczyna. Nic nie jest na wieki, nic nie jest niezniszczalnego. Jednak, podejmując tą decyzję, odciąłem się na zawsze od mojego normalnego życia. Moje wrażenie, że dzięki niej jestem w jakiś sposób zwyczajnym człowiekiem znikło bezpowrotnie.
Moje wargi wykrzywiły się jeszcze bardziej w wyrazie gromadzącej się we mnie goryczy i żalu.
To uczucie fantomowe, pomyślałem, nie może boleć coś, czego się nigdy nie miało. Gdzie moje człowieczeństwo? W uczuciach? Jakich? Człowiek nie jest samotną wyspą, a jednak nie bałem się utraty kontaktu ze społeczeństwem. Chciałem jedynie jego akceptacji. Hipokryzja, biorąc pod uwagę, że ja nie tolerowałem jego. Możliwe, że jest to spowodowane urazą, ale tak przedstawia się stan rzeczy.
Wyszedłem z kabiny i wytarłem. Założyłem bieliznę, którą pewnie przyniósł mi Iłek. Umyłem zęby, szczoteczką, która dożywotnie mieszka u Sekretarza.
Cóż, za późno, stwierdziłem. Słowo się rzekło, kości zostały rzucone. Coś musiało sprawić, że je wypowiedziałem, czyli musi być coś na rzeczy. Kiedyś to odkryję.
Uśmiechnąłem się do mężczyzny i powiedziałem, że teraz jego kolej, bo nie będę tolerował śmierdzieli w pokoju. Prychnął pogardliwie. Rzuciłem się na łóżko. Na stoliku nocnym stał kubek. Upiłem trochę. Pomimo pasty do zębów, wiedziałem, że to melisa z lawendą. Jak za starych dobrych czasów. Uśmiechnąłem się jeszcze raz. Ciepło. Mimo wszystko, wciąż jest ktoś kto się o mnie martwi i dba. Opróżniłem kubek i niemal natychmiast zasnąłem. O niczym nie śniłem.
~
:( nie ma ruchu na blogu. Trochę smutno
Komentarze
Prześlij komentarz